wtorek, 19 kwietnia 2016

Oszczędzanie na kosmetykach - kiedy to możliwe, a kiedy nie (cz. 2)

Dzisiaj druga część wątku o oszczędzaniu na kosmetykach. Tym razem pod lupę wzięłam kwestię dłoni, stóp oraz włosów.



1. Dłonie i stopy




Dłonie i stopy należy nawilżać i jednocześnie chronić, by móc cieszyć się ich zadbanym wyglądem. Używa się do tego celu zwykłych kremów, olejków bądź maseł naturalnych (shea, kakaowego, makadamia itp.). Głównymi ich składnikami są emolienty (olejki), humektanty (aloes, gliceryna), polecam więc szukać perełek wśród najtańszych marek - naprawdę uważam, że krem do rąk czy stóp nie musi być droższy niż 5zł. Nie jest to kwestia nadmiernej oszczędności - po prostu najprostsze, a zarazem najefektywniejsze substancje są bardzo tanie. Kiedy w grę wchodzi działanie specjalne, w składzie kosmetyku można znaleźć jeszcze witaminy czy ekstrakty roślinne, jednak z powodu ich dużej zdolności do uczuleń, jest ich śladowa ilość.
Peelingi do rąk i stóp to dla mnie bardzo sporna sprawa. Trzeba czasem zetrzeć martwy naskórek, ale spotkałam się z tym, że w drogeriach są peelingi typowo im przeznaczone. Wydaje mi się to zbędne, gdyż szkopuł leży w tym, by substancja ścierająca była o dość dużych cząstkach i w miarę ostra - na przykład łupiny orzechów, polistyren czy nasiona owoców (malin, truskawek). Wszystko po to, by zetrzeć martwy naskórek z rąk czy stóp, które z natury mają grubszą skórę. Mnogość kosmetyków w drogeriach pozwala bez większego problemu dobrać peeling zawierający jedną z tych substancji w dziale produktów do ciała.

2. Włosy




Tu jest całe spektrum działań i ile osób, tyle opinii. Tym razem trzeba niestety bardziej skupić się na tym, czego włosy potrzebują i co im odpowiada i pod tym kątem szukać najlepszych produktów. Obserwacja efektów stosowania szamponów, odżywek czy masek z konkretnymi składnikami najlepiej powie, który z drogeryjnych produktów będzie najlepszy.
Jeśli chodzi o szampony, to raczej każdy z nich jest do siebie podobny. Fakt faktem, że trzeba czytać składy, ponieważ niewielka różnica w stężeniach konkretnych składników może spowodować zupełnie rożne efekty stosowania. Najtańsze rozwiązania nie zawsze w tym przypadku się sprawdzają, nie każda głowa jest obojętna na produkt. Ostatnimi czasy jest ogromna moda na stosowanie szamponów delikatnych i zauważam, że blogerki i wizażanki zmuszają swoje skalpy do szanowania tego sposobu pielęgnacji, nie zwracając uwagi, że głowa nie zawsze to toleruje. Sama się o tym przekonałam. Alterra, Labell, Babydream czy Facelle robiło mi więcej szkody niż pożytku. Kilkukrotne umycie nimi głowy skutkowało ogromnym swędzeniem skalpu i przetłuszczeniem od początku dnia. Kilka miesięcy zmuszałam do tego głowę, aż w końcu dałam sobie spokój - po co mam walczyć z nią na siłę? Przerzuciłam się na Barwę i Isanę i moje cebulki zapiszczały z radości :)
Podobnie jest z odżywkami, maskami i olejami. Kiedy odżywka tylko ułatwia rozczesywanie (i przez to nie musi być droga, byle nie obciążała włosów), tak maski i oleje mają konkretne działanie odżywiające i lepiej, żeby jednak robiły włosom i skalpowi dobrze. Niezależnie od odżywiania przed czy po myciu, maski i oleje przetrzymuje się na głowie dłużej, dzięki czemu dobre substancje są w stanie przeniknąć w głąb włosa. Tutaj jednak nie powiem, ile konkretnie powinien kosztować taki produkt, ponieważ bardziej chodzi tu o dostarczenie włosom i skalpowi akurat tych substancji, które najbardziej lubią (bo i po co olejować włosy olejem kokosowym, którego nie tolerują). Zarówno maskę z proteinami można kupić już za 10zł, jak i olej do włosów za 5zł. Ale nie warto ślepo podążać za blogowo-wizażowymi trendami czy zmuszać swojej biednej głowy do tolerowania substancji, które albo robią im źle, albo nie robią nic. Szkoda pieniędzy :)


1 komentarz:

  1. A jeśli, wśród tych tanich kosmetyków, trafi się jeszcze świetny produkt, to dopiero sukces :)

    OdpowiedzUsuń