czwartek, 12 lutego 2015

Kosmetyki prosto z drogerii DM 1

Jak już kiedyś wspominałam, będąc na wakacjach blisko czeskiej granicy, nabyłam kilka kosmetyków z drogerii DM. Jestem trochę laik w tym temacie, wpadłam tam i nie wiedziałam gdzie oczy podziać. Może z tego właśnie względu w moich zakupach pojawiły się rzeczy, których z pewnością ponownie nie kupię. W dzisiejszym poście pokażę tylko te produkty, które zużyłam do tej pory i powiem, co konkretnie o nich sądzę.
Z tego też powodu proszę nie sugerować się kolejnością i myśleć "pierwszy to najlepszy" i odwrotnie, bo kolejność jest tu zupełnie przypadkowa :)


1. Alverde, żel do mycia twarzy z algami
 Tragedia, dno i wodorosty, czyli podstawowy składnik żelu. Żel ma konsystencję żelu (mówię o tym, bo nie zawsze jest to oczywiste), koloru przezroczystego, z pęcherzykami powietrza - myślałam, że będą one tylko na początku, ale są najwyraźniej wpisane w jego konsystencję. Dobrze zmywa buzię, pachnie algowo-alkoholowo. I tu właśnie zaczynają się schody. Alkohol jest na drugim miejscu w składzie, co oznacza że jest go ponad 50%. To bardzo dużo. W pewnym sensie jest to wyjaśnione, gdyż zawartość kilku rodzajów alg wymusza obecność konserwantu i alkohol jest jedynym. Kosztem tego niestety żel okropnie, OKROPNIE szczypie w oczy podczas mycia twarzy (nie wiedziałam, że opary mogą tak silnie działać), co w moim mniemaniu oznacza, że jest to bubel nad buble i nie kupię go nigdy więcej. Przy okazji jest drogi, bo kosztuje ok. 20 zł.

2. Balea, krem do mycia twarzy

Najlepsze myjadło, jakie można sobie wymarzyć zimową porą. Krem jest lekko różowy, z granulkami witaminy B, jest bardzo gęsty, a pachnie identycznie jak krem Nivea! Fantastycznie nawilża wysuszoną skórę twarzy, jednocześnie domywając wszystkie zanieczyszczenia. Jest to produkt o najbogatszym składzie, jaki miałam w rękach - zawiera masło makadamia, olej migdałowy itp. Prześwietny produkt, przy najbliższej okazji kupię przynajmniej dwa. Cena również niemała, granice 15 zł, ale absolutnie tego wart.

3. Balea, żel grejpfrutowy do mycia twarzy

Przyjemny, bardzo gęsty różowy żel do mycia twarzy, zawierający również różowe granulki "nie wiem czego" w swojej konsystencji. Bardzo delikatny, zmywał zarówno zanieczyszczenia dnia codziennego jak i makijaż, nie podrażniał twarzy, nie wysuszał, naprawdę świetny produkt. Koszt to ok. 10 zł. Jedyny minus to bardzo mała pojemność (150ml), i choć go oszczędzałam, uważam że skończył mi się zdecydowanie zbyt szybko. Kiedy gęsta konsystencja jest zaletą, bywa też wadą - około półtorej centymetra żelu od denka nie dało się ani wycisnąć pompką, ani wylać, trzymał się glut jak szalony.

4. Balea, szampon nabłyszczający figa i perły
 
Wisienka na torcie dzisiejszej recenzji. Absolutny hit, najlepszy szampon, jaki kiedykolwiek miałam. Tak, zawiera SLS. Tak, kompozycja zapachowa jest dużo przed figą i perłami. Tak, ma pewnie jeszcze jakieś wady, ale dla mnie jest dosłownie obłędny! Pachnie przepięknie, czasem wącham go tak po prostu w ciągu dnia. Pieni się doskonale, wystarczy kropelka na umycie włosów, co sugeruje kolejną zaletę, jest bardzo wydajny (na razie używam go od dwóch tygodni), co przy pojemności 300ml daje mu kolejny duży plus. Spłukuje się bez problemu. Efekty - włosy są zapewne bardziej lśniące, dodatkowo bardzo, bardzo puszyste, do wieczora dnia następnego są dobrze oczyszczone (ale i tak myję głowę codziennie, taki nawyk) i co najważniejsze, nie wymaga użycia odżywki po myciu. Ah, no i mimo zawartości SLSu, w ogóle nie swędzi mnie po nim głowa! Ideał w czystej postaci :) Widzę w nim same zalety (łącznie z ceną, 5 złotych) i jedyne co mnie denerwuje to to, że w Polsce jest nie do dostania. Nic to, jak mnie Precel ponownie zabierze kiedyś w stronę zachodu, kupię ich sobie nawet 5!

1 komentarz: